Twórco! Złodzieju ty!

Twórco! Złodzieju ty!
Jakoś pod koniec zeszłego roku Facebook postanowił dokonać zmian w swoim ogródku. Pojawiły się niby jakieś nowe funkcje, a niektóre zaczęły działać gorzej lub wcale -  tak bywa. Pojawiło się też między innymi coś takiego jak "Creator studio”, a w nim zakładka "Monetyzacja”.
Hmm… Pomyślałem, że może warto by było – nim w cholerę zamknę bloga ze względu na koszty – zaglądnąć tam i zobaczyć o co chodzi. Gadżety się nie sprzedawały, więc może innym sposobem uda się zebrać kilka złotych przynajmniej na opłacenie chomikowej domeny?
No to zajrzałem i dużo nie zobaczyłem. 
To znaczy zobaczyłem wystarczająco dużo, aby machnąć ręką. Informacja była jasna: "Chomikiem i rysikiem NIE KWALIFIKUJĄ SIĘ” (do monetyzacji oczywiście, a nie do olimpiady). Pod spodem widniała data oceny (dyskwalifikacji znaczy się) i coś jeszcze, ale się nie przyglądałem. Wyszedłem z założenia, że pewnie facebookowe AI narobiło w pieluchę, ale kiedyś je  pewnie poprawią to się mu odwidzi i zakwalifikuje. Nie będę drążył.
Kilka tygodni później zajrzałem jednak ponownie w zakładkę monetyzacji. Zmieniła się data, ale „dyskwalifikacja” widniała na swoim miejscu. Powtórzyłem takie odwiedziny kilkukrotnie w różnych odstępach czasu i było bez zmian – zmieniały się tylko daty ostatniej aktualizacji „oceny”.
W końcu zdziwiło mnie to trochę, postanowiłem się sprawie przyjrzeć i nieco poklikać.
Poniżej daty widniała czerwona tarcza (o! poważna sprawa) z informacją, że moja strona ma "Problemy z zasadami”. A niby jakie problemy? Z jakimi zasadami? Ja nic złego nie zrobiłem! ...Przynajmniej ostatnio. Kliknąłem na link i zaraz się dowiedziałem:

"Strona Chomikiem i rysikiem udostępniła nieoryginalne materiały lub przerobiła materiały z innych źródeł z ograniczoną wartością dodaną.”. 



- No, to jest całkiem niezłe. - pomyślałem po raz kolejny, co mi się nieczęsto zdarza.
Jakoś tak przypomniała mi się przygoda Michała Szafrańskiego z bloga „Jak oszczędzać pieniądze”. Kiedyś jeden z jego filmów na YouTube został ponoć zablokowany bo jakaś -  chyba zagraniczna - firma/organizacja oświadczyła, że muzyka użyta w filmie należy do nich. Dowcip polegał jednak na tym, że owa muzyka została stworzona na zamówienie właściciela bloga i to specjalnie do owego filmu. 
Podobną przygodę miał bodajże holenderski gitarzysta Paul Davids, który otrzymał od YouTube informację, że jeden z jego własnych utworów naruszył prawa autorskie. O co chodziło? Jakiś inny muzyk capnął jego kompozycję, dodał wokal, coś tam jeszcze, wrzucił to na YouTube i gotowe. Tym sposobem autor utworu stał się złodziejem i nikt nawet nie zwracał uwagi na tak podstawową rzecz, jak czas publikacji pierwszego i drugiego filmu. Zresztą tego typu akcji jest chyba ostatnio coraz więcej.
Ach, te cudowne regulaminy i przepisy typu ACTA2 chroniące twórców.
Jak się dzięki nim wszystko uprościło!
Teraz właścicielem praw autorskich nie jest twórca a ten, kto coś zgłosi. No, ewentualnie autorem zostaje ten, kogo za autora arbitralnie uzna YouTube, Facebook, Google czy ktoś tam inny. Cudownie :-) 
No dobra, jutuby jutubami, ale o co biega w moim przypadku?
Nie mam bladego pojęcia, ale idąc tropem przygód wymienionych wcześniej twórców, kombinuję sobie w ten sposób:
Moje gryzmoły lądują czasem na wszelkiej maści stronkach, w tym na agregatorach treści typu Kwejk, Bebzol i tym podobnych (niekiedy mają też one swoje fanpage na Facebooku). Lądują tam i to prawie zawsze z zamazanym moim podpisem.
Mniejsi użytkownicy też zresztą robią mi taką „przysługę” i zwykle nie są to żadne udostępnienia w ramach Facebooka, tylko publikacje w formie posta skopiowanej i Paintem „poprawionej” ilustracji. Fruwają więc te moje bezimienne, poprzerabiane obrazki po różnych zakamarkach internetów i ciężko z tym fantem coś zrobić bez zatrudniania kancelarii prawnej i ścigania dowcipnisiów.
No i tu się pewnie uruchamia korporacyjna logika doprawiona najnowszymi przepisami:
skoro serwis XYZ ma na stronie jakiś materiał i ten sam materiał ma na swoim fanpage jakiś tam Kowalski, to znaczy, że drań Kowalski skopiował go z serwisu XYZ. I nikt nie ma zamiaru się zastanawiać, czy to może Kowalski jest autorem materiału, a nie serwis XYZ. Na daty publikacji, czyli kto pierwszy opublikował materiał, też pewnie nikt nie patrzy. To już problem Kowalskiego. Zresztą nad czym się tu zastanawiać? Kowalski na pewno to ukradł bo to pijak, a każdy pijak to złodziej.
Zatem blokuje się profilaktycznie to i owo i już firma jest szczęśliwa że sprawnie uchroniła prawa autorskie, uniknęła pozwu od jakiegoś podmiotu, ogólnie jest super, a po niebie na pierdzących tęczą jednorożcach galopuje uśmiechnięta rada nadzorcza.
Premie dla wszystkich!

No, ale to wszystko powyżej to tylko moje dywagacje i przypuszczenia.
Udało mi się ręcznie zgłosić stronę do ponownej „oceny”, więc mam nadzieję że być może nie będzie jej robił durnowaty automat. Czy to oznacza, że mam nadzieję na zmianę wyniku? Absolutnie nie. Taka ocena, z tego co deklaruje Facebook, jest wykonywana codziennie, więc nie mam żadnych podstaw aby sądzić, że cokolwiek w tej materii się zmieni. No ale skoro litościwe korpo dało, jako formę "apelacji", dodatkowy formularz z przyciskiem, to żal było nie kliknąć.
Tak czy siak:
- Gut dżob Fejzbuk! :-)

Komentarze
Brak komentarzy...
Podpis:
E-mail:
Strona WWW (bez http://):
Komentarz:
Pola z gwiazdką muszą być wypełnione. Email nie jest publikowany.