Przewód grozy
Weekend w chomikowie był raczej pracowity, no bo porządki jakieś wypada zrobić, prowiant uzupełnić, kwiatki przesadzić i inne takie.
Oczywiście jakby zamieszania było mało, to jak zwykle w takich okolicznościach pojawiły się też roboty-niespodzianki. Początek był niewinny: mój komputer zaczął nagle wyświetlać komunikat o jakimś nieznanym urządzeniu, którego system nie może rozpoznać. Pomyślałem, że może coś się zepsuło, na przykład wyzionął ducha tablet albo któraś mysz. Zaczęło się więc pospieszne rozpinanie przewodów i szukanie źródła owych cudów. Ku mojemu zdziwieniu źródłem komunikatu okazał się przewód-przedłużacz USB, który mam wyprowadzony po prawej stronie biurka i zamocowany pod blatem, jakieś 5 cm od jego krawędzi.
Zdziwiłem się nieco, bo nic do gniazda na końcu przewodu podłączone nie było. Niewiele się zastanawiając wpiąłem do przewodu pierwszy lepszy pendrive i... nic. Wyciągnąłem więc pendrive z gniazda i ku mojemu zdziwieniu poczułem, że jest mokry!
Nie było się co dłużej zastanawiać - błyskawicznie wypiąłem przewód z komputera.
Suszenie i wycieranie niestety na niewiele się zdało, bo przewód wciąż miał zwarcie - woda musiała się dostać bardzo głęboko w zalane tworzywem gniazdo.
A skąd woda w przewodzie? I to pod blatem biurka? No cóż, wcześniej myłem okna.
W ferworze czynienia okien przezroczystymi musiałem chlapnąć tak, że woda uderzyła od spodu biurka w miejscu gdzie przykręcone było gniazdo przedłużacza USB. Jak to zrobiłem? Nie wiem.
Skończyło się na rozbiórce koryta z podbiurkową instalacją (tak, jest tam trochę kabelków) i wymianie przewodu na inny. Na szczęście płyta główna komputera przeżyła ten wypadek bez szwanku, co ja i mój portfel poczytujemy sobie za niesamowite szczęście. :-)
Oczywiście jakby zamieszania było mało, to jak zwykle w takich okolicznościach pojawiły się też roboty-niespodzianki. Początek był niewinny: mój komputer zaczął nagle wyświetlać komunikat o jakimś nieznanym urządzeniu, którego system nie może rozpoznać. Pomyślałem, że może coś się zepsuło, na przykład wyzionął ducha tablet albo któraś mysz. Zaczęło się więc pospieszne rozpinanie przewodów i szukanie źródła owych cudów. Ku mojemu zdziwieniu źródłem komunikatu okazał się przewód-przedłużacz USB, który mam wyprowadzony po prawej stronie biurka i zamocowany pod blatem, jakieś 5 cm od jego krawędzi.
Zdziwiłem się nieco, bo nic do gniazda na końcu przewodu podłączone nie było. Niewiele się zastanawiając wpiąłem do przewodu pierwszy lepszy pendrive i... nic. Wyciągnąłem więc pendrive z gniazda i ku mojemu zdziwieniu poczułem, że jest mokry!
Nie było się co dłużej zastanawiać - błyskawicznie wypiąłem przewód z komputera.
Suszenie i wycieranie niestety na niewiele się zdało, bo przewód wciąż miał zwarcie - woda musiała się dostać bardzo głęboko w zalane tworzywem gniazdo.
A skąd woda w przewodzie? I to pod blatem biurka? No cóż, wcześniej myłem okna.
W ferworze czynienia okien przezroczystymi musiałem chlapnąć tak, że woda uderzyła od spodu biurka w miejscu gdzie przykręcone było gniazdo przedłużacza USB. Jak to zrobiłem? Nie wiem.
Skończyło się na rozbiórce koryta z podbiurkową instalacją (tak, jest tam trochę kabelków) i wymianie przewodu na inny. Na szczęście płyta główna komputera przeżyła ten wypadek bez szwanku, co ja i mój portfel poczytujemy sobie za niesamowite szczęście. :-)
Komentarze
Brak komentarzy...