Dawaj dane, leszczu!

Dawaj dane, leszczu!
Nikt już pewnie nie pamięta pierwszych obrazów generowanych przez sztuczną inteligencję (ang. skrót AI). Pionierskie to były czasy, więc niekiedy na grafikach przez nią „tworzonych” pojawiał się podpis twórcy, którego praca została wykorzystana, czyli skradziona z sieci jako pożywka dla jej algorytmów. Programiści wytłumaczyli jednak AI, aby usuwała ślady swoich przestępstw, bo prawnicy się czepiają. Choćby tacy jak ci z New York Times, którzy pozwali OpenAI za bezprawne wykorzystanie tekstów owej gazety.
Czas jednak mija, a „dokarmianie” algorytmów AI działa w ten sam sposób.

Dziś mamy takie narzędzia jak ChatGPT, dzięki któremu napisanie magisterki to igraszka – pisze się samo, razem z przypisami, dzięki milionom publikacji „połkniętych” wcześniej przez AI. Grafiki „tworzone” przez Midjourney, nakarmione tysiącami prac różnych artystów też nie budzą już zdziwienia.
Ba! Obecnie każda większa firma bierze się pospiesznie za tworzenie i trenowanie własnej, sztucznej inteligencji lecz wydaje się, że problemem jest dla nich pozyskanie danych do trenowania tejże. Skąd wziąć te dane? Jak to skąd? HeHe!

Firma Meta, czyli właściciel Facebooka i Instagrama, też dołączyła do tego wyścigu. Dnia 26 czerca 2024 roku firma ta wprowadza zmiany w zasadach ochrony prywatności. Dlaczego? Dlatego, że postanowiła swą generatywną sztuczną inteligencję, którą tworzy, nakarmić danymi swoich użytkowników. Czy to się im podoba, czy nie. Nie zdziwcie się więc, gdy niedługo natkniecie się na obrazek wygenerowany przez Meta AI, na którym widnieją buźki dzieci, dziwnie przypominających wasze pociechy.
O, przepraszam. Można złożyć sprzeciw, korzystając z dobrze zakopanego i opatrzonego korporacyjnym bełkotem formularza, ale oznacza to tylko tyle, że wasz sprzeciw będzie co najwyżej „rozważany”. 
Europejscy użytkownicy są tu jednak w uprzywilejowanej sytuacji ze względu na tutejsze prawodawstwo i kary, jakie UE nakładała w przeszłości na Facebooka za identyczne numery. Reszta świata będzie mieć jednak przechlapane.
Na Instagramie już zaczął się exodus twórców do serwisu Cara, który powstał właśnie z myślą o nich i ochronie przed "trałowaniem" na potrzeby AI. Pozostaje jednak pytanie co później. Facebook czy Instagram, pozwalają na zetknięcie twórców ze zwykłymi użytkownikami, w tym swoimi przyszłymi klientami. Bytowanie fotografa na portalu dla fotografów może być pożyteczne i zaowocować np. nowymi znajomościami w środowisku, ale ilu potencjalnych klientów odwiedza takie specjalistyczne miejsca?
Po drugie nie wiadomo, czy infrastruktura i finanse serwisu Cara podołają nagłemu napływowi nowych użytkowników, a jest on - na chwilę gdy piszę ten tekst - bardzo duży.

To jednak nie koniec atrakcji.
Słyszeliście kiedyś o programie PhotoShop albo Illustrator? Myślę że tak.
Są to programy graficzne firmy Adobe, wykorzystywane przez ilustratorów, grafików, fotografów i webdesignerów na całym świecie. Programy te wchodzą w skład, subskrypcyjnej obecnie, usługi Adobe Creative Cloud. Niedawno w dokumencie „Warunki użytkowania” tej usługi pojawiły się ciekawe zapisy. W punkcie 2.2 znajdziemy na przykład:

...Adobe może ręcznie i automatycznie otwierać, wyświetlać lub odsłuchiwać Zawartość Użytkownika (w rozumieniu definicji podanej w punkcie 4.1 „Zawartość” poniżej) w sposób ograniczony i wyłącznie wtedy, gdy jest to dozwolone przez przepisy prawa. Adobe może na przykład potrzebować dostępu do Zawartości Użytkownika, w tym możliwości jej wyświetlenia lub odsłuchania, w celu oferowania Usług i Oprogramowania, w tym (A) udzielania pomocy w odpowiedzi na Opinie i zgłoszenia problemu; (B) wykrywania naruszeń zasad ochrony prywatności, bezpieczeństwa lub przepisów prawnych oraz problemów technicznych…

Wyobrażacie sobie? Realizujecie projekt dla wielkiej marki, macie podpisaną klauzulę poufności i jeśli coś z projektu wypłynie na zewnątrz, dostaniecie pozew. I co? Wjeżdża Adobe, grzebie wam w projektach i uspokaja „- Bez obaw, my ze spółdzielni, termostat tylko sprawdzamy.
Adobe zmiany
Mało? No to idziemy do punktu 4.2, gdzie stoi:

...Użytkownik udziela Adobe niewyłącznej, obowiązującej na całym świecie, dopuszczającej swobodne udzielanie dalszych licencji, podlegającej przenoszeniu oraz wolnej od tantiem licencji na wykorzystywanie, powielanie, publiczne wyświetlanie, rozpowszechnianie, modyfikowanie, tworzenie utworów pochodnych, publiczne wykonywanie oraz tłumaczenie Zawartości wyłącznie w celu udostępniania lub doskonalenia Usług i Oprogramowania. Firma Adobe może na przykład przekazać licencję na udzielone jej prawa do Zawartości swoim usługodawcom lub innym użytkownikom, ...

Wygląda na to, że Adobe udzieliło sobie samo darmowej licencji na korzystanie z cudzych treści w praktycznie dowolnym celu. Ktoś zaraz napisze:
- Ale wiesz, to jest oprogramowanie w systemie subskrypcyjnym, to praca w chmurze. No przecież inaczej nie będą mogli dostarczać usługi.
No dobrze, ale co tam robi zapis o przekazywaniu licencji innym podmiotom? Coś mi się zdaje, że Adobe po prostu „pasie” swoją AI (dostępną już zresztą w ich oprogramowaniu), a dodatkowo ma zamiar oferować te dane innym firmom, pracującym nad własną AI. Oczywiście Adobe zaprzecza trenowaniu AI na danych użytkownika, ale w treści dokumentu zaprzecza później samo sobie, wspominając o „uczeniu maszynowym” :-)
Najwyraźniej Adobe przestało wystarczać utrudnianie użytkownikom możliwości uruchamiania starszych, legalnie zakupionych, box-owych wersji ich oprogramowania - tak, w sieci pojawiają się informacje, że niektórzy użytkownicy mają tego typu problemy, a podczas kontaktu z infolinią dowiadują się, że mają "za stare oprogramowanie" i powinni wykupić subskrypcję.
Swoją drogą zastanawia mnie jeszcze jedno.
Dziś Adobe PhotoShop wymaga – może nie stałego, ale przynajmniej od czasu do czasu – połączenia z Internetem. Jakie dane są wówczas pobierane? Rejestrując położenie myszy, rysika i każde kliknięcie, można by wytrenować AI do obsługiwania oprogramowania jak człowiek. Biorąc pod uwagę ilość użytkowników programu, źródeł tego typu danych do trenowania są przecież setki tysięcy lub miliony.
No ale nie popadajmy w teorie spiskowe - wszak nie ma do tego żadnych racjonalnych podstaw.

EDIT:
Nowość! 17 czerwca 2024 roku.
Amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC) podjęła działania przeciwko firmie Adobe i jej kierownictwu. Chodzi o ukrywanie opłat oraz podejmowanie działań, uniemożliwiających konsumentom łatwe anulowanie subskrypcji oprogramowania. Krótko mówiąc, Adobe zostało oskarżone o praktyki scamerskie. No ale jak inaczej nazwać dalsze pobieranie opłat po anulowaniu subskrypcji niejako "za karę", albo przerzucanie użytkowników do droższych planów abonamentowych bez ich wiedzy? Jest tego oczywiście więcej, więc jeśli jest ktoś ciekaw tego tematu, to powinien szukać w angielskojęzycznej części internetu, a zwłaszcza na stronie FTC
Moim zdaniem, dużo to mówi o rzeczywistej postawie firmy wobec klientów.


Jeśli chodzi o systemy operacyjne, to nie jest lepiej.
Weźmy choćby usługę Copilot czyli niewinne AI dla systemu Microsoft Windows. Według twórców tego – w mojej opinii - konia trojańskiego, ma on pomagać w pracy zwiększając naszą produktywność. A jak? Między innymi wykonując zrzuty ekranu naszego komputera. Oczywiście zrzuty te, przynajmniej w teorii, będą wykonywane na nasze polecenie, ale Copilot będzie robił je również sam, jeśli uzna to za stosowne. A po co?
Rzekomo na potrzeby funkcji Recall, która daje użytkownikowi dostęp do historii aktywności na danym urządzeniu. Serio. Powiedzcie: czuliście kiedyś potrzebę korzystania z funkcji, która będzie bez waszej wiedzy rejestrować np. okno aplikacji do bankowości albo okno waszego programu pocztowego?
Oczywiście dookoła tej sprawy zrobiła się mała afera, więc Microsoft zaczął się z przedsięwzięcia wycofywać informując, że funkcja Recall będzie domyślnie wyłączona.
Ciekawe czy będzie to prawda, czy może udostępni się użytkownikom z niczym niepołączony suwaczek, który będzie można przestawiać do woli, a Towarzysz Copilot i tak będzie robił swoje?
Zresztą co tam Copilot.
Zaglądaliście może do zakładki „Prywatność i zabezpieczenia” w ustawieniach Windows 11? Nie? To wpadnijcie tam w wolnej chwili. :-)

A może lepiej jest z Apple? No cóż… Apple zafundowało niedawno swoim użytkownikom nową funkcję: powracające po skasowaniu zdjęcia i dokumenty. Wystarczyła aktualizacja systemu iOS do wersji bodaj 17.5 i ktoś, kto odkupił od was smartfona może cieszyć się teraz – jeśli poniósł was melanż - zdjęciami waszego pindola. Albo cycków.

Do całego tego bałaganu można jeszcze dodać sprytne naciski na użytkowników czynione przez Apple, Google i Microsoft, aby korzystać z usług przechowywania danych w tzw. chmurze. Krótko mówiąc: „- Daj nam swoje dokumenty, no daj. Chcemy je tylko potrzymać!

Podsumowanie
Generalnie można zauważyć pewien schemat: korporacje wszystkimi sposobami i coraz bezczelniej pchają się po dane użytkowników, niejednokrotnie świadomie naruszając prawo. Cofają się tylko wtedy, gdy dookoła procederu zrobi się zbyt głośno, albo ktoś zacznie grozić im karami. Niestety cofają się tylko po to, aby za chwilę spróbować ponownie. Owszem, korporacje robiły to już wcześniej. Trzeba jednak zauważyć, że gdy dołączyła do tego jeszcze pogoń za – modną ostatnio - sztuczną inteligencją, wielkie firmy zrobiły się w tej kwestii zdumiewająco agresywne, a wręcz drapieżne.
Jako że kilka lat pracowałem w branży IT, to niejako przy okazji obserwowałem to, co wyrabia się w kwestii prywatności użytkowników i przezornie – za co dziś dziękuję sam sobie – zacząłem już dawno temu podejmować pewne środki ostrożności: trzymałem się daleko od usług przechowywania danych w chmurze (w ostateczności używam do tego mojego własnego serwera) i gdzie tylko mogę korzystam z alternatywnego oprogramowania, w tym oprogramowania OpenSource. Nie umieszczałem też nigdy i nigdzie zdjęć przedstawiających mnie, lub moich bliskich.
Obecnie uważam, że owa zapobiegliwość była bardzo słuszna.
Pozostaje jednak kwestia systemu operacyjnego.
Póki co korzystam z systemu Windows 10, lecz patrząc na to co się dzieje, biorę pod uwagę przesiadkę na system Linux (jak dotąd gości on jedynie na moim laptopie). Oczywiście ciężko mi będzie zastąpić niektóre aplikacje, np. Affinity Designera, więc pozostaje mi użytkować Windows 10 tak długo, jak długo będzie to możliwe. Jeśli trend wykorzystywania użytkowników i grzebania w ich danych będzie przybierać na sile, a twórcy systemu Windows wpadną na pomysł wypchania jego nowej wersji AI i udostępnienia systemu w modelu subskrypcyjnym (wszak to jest do zrobienia), trzeba będzie podjąć decyzję o ewakuacji.

AI na Facebooku i co z tym fantem począć
No dobrze, a co z Facebookiem, Instagramem, moimi danymi i ich generatywną sztuczną inteligencją?
Opuszczenie serwisu przez usunięcie konta czy usuwanie postów to tylko pozór, gdyż znikną nam one jedynie z oczu, lecz zostaną na serwerach (podobnie jak wspomniane wcześniej, zdjęcia użytkowników Apple). Nie miało to zatem sensu. Skorzystałem więc z prawa wyrażenia sprzeciwu jeśli chodzi o wykorzystanie moich danych na potrzeby generatywnej AI. Można to zrobić zarówno na Instagramie jak i na Facebooku.
Jak to zrobić?
W przypadku Facebooka logujemy się na swój profil (nie na fanpage!) i klikamy na naszym zdjęciu/awatarze w prawym, górnym rogu.
Z otwartego menu wybieramy „Ustawienia i prywatność”, a następnie klikamy na „Centrum ochrony prywatności”. Zostaniemy przekierowani na kolejną stronę, gdzie w kolumnie po lewej klikamy na zakładkę „Inne zasady i artykuły”, a następnie na „W jaki sposób Meta wykorzystuje informacje na potrzeby modeli i funkcji generatywnej SI”.
FB sprzeciw
Teraz czeka nas najtrudniejsze. Z prawdziwego oceanu bajek i korporacyjnego bełkotu, musimy odszukać fragment „Przysługują Ci prawa związane ze sposobem wykorzystania…”. Wśród tekstu, znajduje się link „prawo do sprzeciwu” – klikamy na nim.
FB sprzeciw
Jeśli wszystko się powiodło, powinniśmy zobaczyć formularz zatytułowany „Wyraź sprzeciw wobec…”. Wskazujemy kraj zamieszkania, swój e-mail, a w polu poniżej wpisujemy – uwaga - „W jaki sposób takie przetwarzanie wpływa na Ciebie”. HeHe! Dobre sobie :-)
Ja, powołałem się na obawę o poważne naruszenie mojego prawa do prywatności oraz na naruszenie przez planowane działania firmy Meta, Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. (RODO). I tyle. Pole poniżej sobie odpuściłem.
Po wypełnieniu głównych pól, klikamy na „Wyślij”.
Teraz, pojawi się monit o potwierdzenie adresu e-mail. Na naszą skrzynkę zostanie wysłany kod, który wpisujemy w polu „Submit your OTP” i klikamy na potwierdź. Powinniśmy zobaczyć komunikat informujący, że firma Meta będzie rozpatrywać zgłoszenie.
FB sprzeciw
Nie jestem do końca pewny, ale w moim przypadku sprawa zakończyła się chyba sukcesem, gdyż dosyć szybko otrzymałem wiadomość o treści: „Rozpatrzyliśmy Twój wniosek i uwzględnimy Twój sprzeciw. Oznacza to, że Twój wniosek zostanie zrealizowany w przyszłości.”.

Powodzenia robaczki, zachowajcie rewolucyjną czujność i nie dajcie się rozdeptać.
Internety nigdy nie były bezpiecznym miejscem, a wydaje mi się, że będzie coraz gorzej.

Komentarze
Podpis: Sławek
11-07-2024
Cóż, lepsze wrogiem dobrego. Kto ceni prywatność pozostanie wierny np Windows 10, będzie używał klasycznych programów offline bez zapisu w chmurze. Takie czasy. A to stare nie jest gorsze od nowego pod kątem użytkowym i jak się okazuje lepsze nawet. W samochodach to samo, jak czytam opinie prasowe że "ach to auto ma jeszcze coś analogowego, a nie dotykowego" to jaki to sukces. Wszystko należy dawkować z umiarem (no chyba że jest się rysunkowym chomikiem ;) ).
Podpis:
E-mail:
Strona WWW (bez http://):
Komentarz:
Pola z gwiazdką muszą być wypełnione. Email nie jest publikowany.