Komputer gotowany na twardo
Co łączy komputer i garnek z wodą? I jedno i drugie potrafi się zagotować. Najgorsze jednak, jeśli robi to nagle.
Wczoraj, około godziny 20:40, tkwiłem jak zwykle przed komputerem zajęty swoją robotą. Nagle komputer zrobił "puff!" i na monitorach nastała ciemność. Czyżby sąsiad bawił się w elektryka i wywalił bezpieczniki? Hola! Po pierwsze nadal świeci lampka na biurku, a po drugie jestem podpięty pod UPS, więc komputer powinien nadal działać. To wzmogło moją rewolucyjną podejrzliwość. Gdy koputer robi "puff!", to albo padł zasilacz, albo komp się przegrzał i termiczne zabezpieczenie odcięło zasilanie. Tego się jednak nie spodziewałem, bo w obudowie miałem 2 dodatkowe wentylatory, a na procesorze (stary Core 2 Quad Q6600) powieszony kawał "żelastwa". Jakieś 10 lat temu kupiłem uniwersalną chłodnicę Thermaltake Silent Tower: miedź, duży wentylator, wymiana ciepła przez tzw. heat pipe (rurki cieplne), a całość przyręcana do płyty głównej (na wylot) na 4 śruby. Po prostu zakup typu "raz, a dobrze" :-)
Cóż więc było robić? Wywlokłem komputer spod biurka, zdjąłem obudowę i spróbowałem uruchomić - ruszył. Wentylatory się kręciły, chłodnica procesora na miejscu, co prawda lekko zakurzona, ale bez tragedii. No to co jest? Wywołałem w BIOS-ie status komputera: wentylator gdzieś się spieszy, a na procesorze 88oC. Dużo. Czyżby to ta odrobina kurzu? Jakim cudem?? Odkurzyłem co się dało i znów odpaliłem komputer. Niestety zagapiłem się, nie zdążyłem zatrzymać startu systemu i musiałem restartować komputer ponownie. Wtedy mój rupieć zyskał czas na "rozgrzewkę" i po wyświetleniu statusu zobaczyłem już nie 88 a 94oC. Ledwo pstryknąłęm fotkę, temperatura (bez obciążenia!) przekroczyła 103oC więc co prędzej rzuciłem się do wyłącznika. Wyglądało na to, że chłodnica przestała... chłodzić - odprowadzała chyba jedynie tyle ciepła, ile mogła "wchłonąć" jej konstrukcja. Szykowałem się więc na obsuwę w terminach: aby kupić nowy radiator musiałbym czekać do 10 rano dnia następnego, a dodatkowo zmitrężyć czas na wyciąganie płyty głównej (stara chłodnica była wszak do niej przykręcona). Trudno. Gorzej ma przeciętny użytkownik laptopa, który aby cokolwiek naprawić musi słać sprzęt do serwisu i czekać na niego tygodniami.
Dla zaoszczędzenia czasu, postanowiłem rozebrać komputer jeszcze wieczorem. Grzebiąc jednak w szufladzie w poszukiwaniu narzędzi, wyciągnąłem z niej... nowy - choć tani, aluminiowy - radiator! I to akurat pod procesory montowane na gnieździe 775! Yesss!! Kiedyś dostałem go chyba gratis przy jakichś zakupach, a że nie miałem dla niego "etatu" walał się zapomniany. Cud! Cud!
Darowanemu koniowi nie zagląda się pod ogon: o 21:10 postanowiłem rozmontować pacjenta i przystąpić do jego reanimacji. Wyciągnąłem kartę grafiki i całą resztę, a później wydłubałem płytę główną. Całe szczęście stara chłodnica dała się eksmitować bez problemów, zatem rozbiórka była szybka. Nowa chłodnica też była skora do współpracy i przed 22-gą komputer był w jednym kawałku, gotów do startu. I co? Temperatura maksymalnie 39-40oC, wentylatorek na procesorze kręci się z umiarkowaną prędkością - sukces jednym słowem.
A co ze starą chłodnicą?
Prawdopodobnie stała się złomem. Jej rurki cieplne były fabrycznie zagniecione na końcach - bez śladów dodatkowego zabezpieczenia np. lutowaniem. Podejrzewam więc, że znajdujący się w nich czynnik chłodzący musiał przez te wszystkie lata zwyczajnie wyparować, poprzez powstałą gdzieś nieszczelność.
To nic. Grunt, że nie sfajczyło się nic kosztownego.
W szufladzie mam jeszcze trochę rupieci - na jakiś czas odłożę chyba ich wyrzucanie :-)
Wczoraj, około godziny 20:40, tkwiłem jak zwykle przed komputerem zajęty swoją robotą. Nagle komputer zrobił "puff!" i na monitorach nastała ciemność. Czyżby sąsiad bawił się w elektryka i wywalił bezpieczniki? Hola! Po pierwsze nadal świeci lampka na biurku, a po drugie jestem podpięty pod UPS, więc komputer powinien nadal działać. To wzmogło moją rewolucyjną podejrzliwość. Gdy koputer robi "puff!", to albo padł zasilacz, albo komp się przegrzał i termiczne zabezpieczenie odcięło zasilanie. Tego się jednak nie spodziewałem, bo w obudowie miałem 2 dodatkowe wentylatory, a na procesorze (stary Core 2 Quad Q6600) powieszony kawał "żelastwa". Jakieś 10 lat temu kupiłem uniwersalną chłodnicę Thermaltake Silent Tower: miedź, duży wentylator, wymiana ciepła przez tzw. heat pipe (rurki cieplne), a całość przyręcana do płyty głównej (na wylot) na 4 śruby. Po prostu zakup typu "raz, a dobrze" :-)
Cóż więc było robić? Wywlokłem komputer spod biurka, zdjąłem obudowę i spróbowałem uruchomić - ruszył. Wentylatory się kręciły, chłodnica procesora na miejscu, co prawda lekko zakurzona, ale bez tragedii. No to co jest? Wywołałem w BIOS-ie status komputera: wentylator gdzieś się spieszy, a na procesorze 88oC. Dużo. Czyżby to ta odrobina kurzu? Jakim cudem?? Odkurzyłem co się dało i znów odpaliłem komputer. Niestety zagapiłem się, nie zdążyłem zatrzymać startu systemu i musiałem restartować komputer ponownie. Wtedy mój rupieć zyskał czas na "rozgrzewkę" i po wyświetleniu statusu zobaczyłem już nie 88 a 94oC. Ledwo pstryknąłęm fotkę, temperatura (bez obciążenia!) przekroczyła 103oC więc co prędzej rzuciłem się do wyłącznika. Wyglądało na to, że chłodnica przestała... chłodzić - odprowadzała chyba jedynie tyle ciepła, ile mogła "wchłonąć" jej konstrukcja. Szykowałem się więc na obsuwę w terminach: aby kupić nowy radiator musiałbym czekać do 10 rano dnia następnego, a dodatkowo zmitrężyć czas na wyciąganie płyty głównej (stara chłodnica była wszak do niej przykręcona). Trudno. Gorzej ma przeciętny użytkownik laptopa, który aby cokolwiek naprawić musi słać sprzęt do serwisu i czekać na niego tygodniami.
Dla zaoszczędzenia czasu, postanowiłem rozebrać komputer jeszcze wieczorem. Grzebiąc jednak w szufladzie w poszukiwaniu narzędzi, wyciągnąłem z niej... nowy - choć tani, aluminiowy - radiator! I to akurat pod procesory montowane na gnieździe 775! Yesss!! Kiedyś dostałem go chyba gratis przy jakichś zakupach, a że nie miałem dla niego "etatu" walał się zapomniany. Cud! Cud!
Darowanemu koniowi nie zagląda się pod ogon: o 21:10 postanowiłem rozmontować pacjenta i przystąpić do jego reanimacji. Wyciągnąłem kartę grafiki i całą resztę, a później wydłubałem płytę główną. Całe szczęście stara chłodnica dała się eksmitować bez problemów, zatem rozbiórka była szybka. Nowa chłodnica też była skora do współpracy i przed 22-gą komputer był w jednym kawałku, gotów do startu. I co? Temperatura maksymalnie 39-40oC, wentylatorek na procesorze kręci się z umiarkowaną prędkością - sukces jednym słowem.
A co ze starą chłodnicą?
Prawdopodobnie stała się złomem. Jej rurki cieplne były fabrycznie zagniecione na końcach - bez śladów dodatkowego zabezpieczenia np. lutowaniem. Podejrzewam więc, że znajdujący się w nich czynnik chłodzący musiał przez te wszystkie lata zwyczajnie wyparować, poprzez powstałą gdzieś nieszczelność.
To nic. Grunt, że nie sfajczyło się nic kosztownego.
W szufladzie mam jeszcze trochę rupieci - na jakiś czas odłożę chyba ich wyrzucanie :-)
Komentarze
Podpis: Tania
26-02-2019
Ja niestety nie znam się na komputerach, więc kiedy taka sytuacja miała miejsce wylądował on w serwisie. Naprawa komputerów zawsze wydawała mi się droga i skomplikowana. Bardzo się jednak pomyliłam, kiedy następnego dnia mój sprzęt był już do odbioru. Cena mnie zaskoczyła, była dość niska jak na tak ekspresowy serwis. Czasem żałuje, że sama nie miałam pojęcia jak to naprawić.
Podpis: Melania Szara
01-03-2015
Jaką oznakę informatyka. Informatyk jest od "miękkiego", a tutaj mamy do czynienia z "hardrewolwerowcem". Szkoda tylko, że to nie było w samo południe. Dzielny chomik, dzielny ;-))) A może to medium miało oznaczenie C2H5OH i wyparowało w zupełnie inny sposób...
W samo południe - fakt - nie było, ale przynajmniej północ była blisko :-) Co do czynnika chłodzącego, to nie wypiłem ani kropli :-) Ludzie! Spirytus? Na ciepło? Nie bądźmy barbarzyńcami! ;-))
Podpis: bagienny
25-02-2015
Brawo! Zyskałeś i sprzęt i odznakę ynformatyka ;]
Tylko dlaczego w takich okolicznościach? :-) Najlepsze jest to, że przestała działać rzecz, która działać powinna. To tak, jakby kowalowi zepsuło się kowadło. :-D