Gazowany czar PRL-u

Gazowany czar PRL-u
Znajome smaki z dawnych lat to rzecz poruszająca serce. Nagła refleksja jak stary już jesteś - również.

O poranku, w osiedlowym sklepiku trafiłem na coś, co pamiętam jeszcze z lat dziecięcych, czyli z przełomu lat 70 i 80-tych.
Kurcze! Nawet nie wiedziałem, że ta marka wróciła na półki (ciekawe, czy wrócą kartki żywnościowe).
Powiem krótko: za tzw. "komuny", ludzie marzyli o pralce, telewizorze czy przydziale spółdzielczego mieszkania, natomiast każdy "opozycyjny" krasnoludek marzył właśnie o tej gazowanej ambrozji. Jeśli ktoś nie wie o co chodzi, to polecam uwadze polską komedię "Kingsajz".
Teraz jednak mam małą zagwozdkę: jak to spożyć?
Na ciepło, w temperaturze otoczenia - tak jak żłopało się wszelkie gazowane napoje gdy byłem dzieciakiem (za komuny, w małym miasteczku raczej nie widywało się sklepu z lodówką z napojami).
A może nieco schłodzić?
A może zaserwować z lodem?
Ech... Nie ma to jak ważkie problemy pierwszego świata :-)

No ale w życiu nie może być zbyt słodko i radośnie.
Kawałek dalej, w osiedlowym warzywniaku nabyłem drogą kupna słoiczek sałatki szwedzkiej: pani ekspedientka podała mi słoik, ja go zapakowałem do torby i poczłapałem do swojej norki. Na miejscu okazało się, że słoik jest otwarty, a zawartość ma zastanawiający kolor.
Także tego ten...
Jakaś równowaga we wszechświecie najwidoczniej jednak jest.

Komentarze
Podpis: bagienny
27-03-2017
Pij, pij... będziesz duży :D
Podpis:
E-mail:
Strona WWW (bez http://):
Komentarz:
Pola z gwiazdką muszą być wypełnione. Email nie jest publikowany.