Rwał ich nać!
Nie wiem co jest grane.
Zeszły rok trudno mi zaliczyć do w 100% udanych, lecz ledwo bo ledwo, ale jakoś się ciągnęło bez zbędnych sensacji. Klienci wiedzieli czego chcą i prawdopodobnie zaglądali też do mojego portfolio, zatem orientowali się jak wyglądają moje prace i co mogę dla nich przygotować. Nie było niespodzianek, wszystko odbywało się rzeczowo, krótko, po prostu tak jak trzeba.
Do czasu.
Skoro rok 2018 był gorszy od 2017 to prawdopodobne było, że 2019 będzie kontynuował tę tendencję. Nie sądziłem jednak, że pojawi się znów stary demon, którego dawno nie spotkałem:
"- Zrób mnie pan coś na próbę, to se popatrze.". Jak już się bydle pokazało, to stadem.
Prawdziwy worek rozwiązał się pod koniec lutego.
W ostatni tydzień owego miesiąca codziennie odpisywałem na maile i pytania potencjalnych klientów. Przyznam, że się ucieszyłem, że jest takie zapotrzebowanie na moją pracę. Niepotrzebnie. Było to po prostu "obwąchiwanie" delikwenta, a później szanowni niedoszli przystąpili do rzeczy wszyscy jednocześnie, bez specjalnych ceregieli i krępacji:
"- ...To teraz poprosimy kilka projektów na próbę. Jeśli nam się coś spodoba..."
"- ...do przyszłego czwartku przesłał nam Pan powiedzmy 4-6 projektów próbnych. Wtedy gdyby nam się coś..."
"- ...W takim razie potrzebujemy próbnych projektów do zobaczenia. Najlepiej kilku bo jest to dla nas ważne...."
Nie wiem co klienci mają na myśli pisząc "kilka", ale raczej nie chodzi im o dwa.
Ba! Niektórzy otrzymując informacje o stawce za projekt i terminie realizacji łaskawie obruszali się:
"- Panie! Za drogo! Tamte z konkurencji robio taniej i szybciej."
Myślicie, że jaką ostatecznie dawali mi odpowiedź? "- Dziękujemy bardzo, chujowa oferta."? A gdzie tam!
"- Panie, zrób pan kilka projektów na próbę, bo nie wiemy czy warto płacić.".
Dosłownie!
A może jakaś umowa? A może wynagrodzenie?
Drobnomieszczańskie fanaberie!
Ech...
Trzeba wam wiedzieć, że w tzw. branży kreatywnej, za pracę "na próbę" nikt nie ma zamiaru płacić - nawet okrojonej, minimalnej stawki za poświęcony czas. I teraz ktoś wyobraża sobie, że będę zarywał noce i tyrał 7 dni w tygodniu (no bo przecież wszystko pilne i na wczoraj) tylko dlatego że wysłał mi maila. Rób, pracuj bez umowy, bez wynagrodzenia, skorzystamy z twojego pomysłu i nawet się o tym nie dowiesz.
Nie wiem czego bardziej gratulować - dobrego samopoczucia, czy tupetu?
W ten sposób, można dokonać rzeczy niemożliwej: być wziętym, wiecznie zapracowanym grafikiem, ale utrzymywać się z zasiłku fundowanego przez MOPS. No bo skąd brać pieniądze, skoro każdy oferuje atrakcyjną pracę za darmo i wykonania takowej pracy oczekuje?
Ja rozumem sytuację, gdy klient nie znajduje analogicznej pracy w moim portfolio i prosi o próbny projekt, bo po prostu nie ma wyjścia.
Rozumiem sytuację, gdy klient nie do końca ma sprecyzowaną koncepcję i chciałby od czegoś zacząć, więc prosi o jeden - dwa próbne projekty, które będą baza do dalszych ustaleń. Nie mam obiekcji. Uzgadniamy co trzeba, piszemy umowę, robię i służę pomocą.
Tutaj jednak nic takiego nie ma miejsca.
Tu "klientela" idzie od razu z listą życzeń do wykonania. Nic o umowie, żadnych uzgodnień, wytycznych, briefu, moodboardu - nic. Projektuj. Dużo projektuj. Żądanie serii "próbnych projektów" do wglądu przychodzi często już w pierwszej wiadomości. Myślicie, że tak robią jacyś lokalni Janusze biznesu, albo osoby zaczynające działalność gospodarczą? A gdzie tam!
Uzbierały mi się na skrzynce agencje reklamowe, agencje strategiczne, a nawet duże ogólnopolskie firmy. No cóż, niejeden wszak dostaje małpiego rozumu, gdy zgłasza się do niego znana marka z propozycją "współpracy". Jednak taką samą propozycję dostaje zwykle kika osób z całej Polski równocześnie, a sama "współpraca" polega zaś na tym, że tak jak cała reszta masz zdjąć spodnie i się pochylić.
Niestety nie ten adres.
Jestem hetero.
I żeby nie było: pracuję jako grafik kilka lat, doskonale wiem o takim zjawisku, spotykałem się z nim już w swojej pracy.
Zastanawia mnie tylko masowość tego procederu, jaką obserwuję w ostatnich dwóch miesiącach. Jak już pisałem, dawno nie miałem z czymś takim do czynienia i już zaczynałem mieć nadzieję, że sytuacja zaczęła się odrobinę cywilizować. Byłem najwidoczniej w błędzie, albo miałem dużo szczęścia.
Wczoraj wieczorem, trafiła mi się kolejna firma z niezwykle atrakcyjną propozycją przygotowania 6 projektów na próbę. Nie wiem co oni wszyscy z tą szóstką. Może było szkolenie "Jak pozyskiwać wolontariuszy" i teraz walą te maile i cyfry jak z szablonu? No bo nie widzę innego wytłumaczenia dla istnego tsunami takich "atrakcyjnych ofert współpracy" jakie zacząłem dostawać.
Siostry i bracia w grafice, freelancerska gromado:
U was też w tym roku jest tak samo, czy tylko mnie takie zaszczyty spotykają?
Z partyjnym pozdrowieniem
brat Krzysztof
Zeszły rok trudno mi zaliczyć do w 100% udanych, lecz ledwo bo ledwo, ale jakoś się ciągnęło bez zbędnych sensacji. Klienci wiedzieli czego chcą i prawdopodobnie zaglądali też do mojego portfolio, zatem orientowali się jak wyglądają moje prace i co mogę dla nich przygotować. Nie było niespodzianek, wszystko odbywało się rzeczowo, krótko, po prostu tak jak trzeba.
Do czasu.
Skoro rok 2018 był gorszy od 2017 to prawdopodobne było, że 2019 będzie kontynuował tę tendencję. Nie sądziłem jednak, że pojawi się znów stary demon, którego dawno nie spotkałem:
"- Zrób mnie pan coś na próbę, to se popatrze.". Jak już się bydle pokazało, to stadem.
Prawdziwy worek rozwiązał się pod koniec lutego.
W ostatni tydzień owego miesiąca codziennie odpisywałem na maile i pytania potencjalnych klientów. Przyznam, że się ucieszyłem, że jest takie zapotrzebowanie na moją pracę. Niepotrzebnie. Było to po prostu "obwąchiwanie" delikwenta, a później szanowni niedoszli przystąpili do rzeczy wszyscy jednocześnie, bez specjalnych ceregieli i krępacji:
"- ...To teraz poprosimy kilka projektów na próbę. Jeśli nam się coś spodoba..."
"- ...do przyszłego czwartku przesłał nam Pan powiedzmy 4-6 projektów próbnych. Wtedy gdyby nam się coś..."
"- ...W takim razie potrzebujemy próbnych projektów do zobaczenia. Najlepiej kilku bo jest to dla nas ważne...."
Nie wiem co klienci mają na myśli pisząc "kilka", ale raczej nie chodzi im o dwa.
Ba! Niektórzy otrzymując informacje o stawce za projekt i terminie realizacji łaskawie obruszali się:
"- Panie! Za drogo! Tamte z konkurencji robio taniej i szybciej."
Myślicie, że jaką ostatecznie dawali mi odpowiedź? "- Dziękujemy bardzo, chujowa oferta."? A gdzie tam!
"- Panie, zrób pan kilka projektów na próbę, bo nie wiemy czy warto płacić.".
Dosłownie!
A może jakaś umowa? A może wynagrodzenie?
Drobnomieszczańskie fanaberie!
Ech...
Trzeba wam wiedzieć, że w tzw. branży kreatywnej, za pracę "na próbę" nikt nie ma zamiaru płacić - nawet okrojonej, minimalnej stawki za poświęcony czas. I teraz ktoś wyobraża sobie, że będę zarywał noce i tyrał 7 dni w tygodniu (no bo przecież wszystko pilne i na wczoraj) tylko dlatego że wysłał mi maila. Rób, pracuj bez umowy, bez wynagrodzenia, skorzystamy z twojego pomysłu i nawet się o tym nie dowiesz.
Nie wiem czego bardziej gratulować - dobrego samopoczucia, czy tupetu?
W ten sposób, można dokonać rzeczy niemożliwej: być wziętym, wiecznie zapracowanym grafikiem, ale utrzymywać się z zasiłku fundowanego przez MOPS. No bo skąd brać pieniądze, skoro każdy oferuje atrakcyjną pracę za darmo i wykonania takowej pracy oczekuje?
Ja rozumem sytuację, gdy klient nie znajduje analogicznej pracy w moim portfolio i prosi o próbny projekt, bo po prostu nie ma wyjścia.
Rozumiem sytuację, gdy klient nie do końca ma sprecyzowaną koncepcję i chciałby od czegoś zacząć, więc prosi o jeden - dwa próbne projekty, które będą baza do dalszych ustaleń. Nie mam obiekcji. Uzgadniamy co trzeba, piszemy umowę, robię i służę pomocą.
Tutaj jednak nic takiego nie ma miejsca.
Tu "klientela" idzie od razu z listą życzeń do wykonania. Nic o umowie, żadnych uzgodnień, wytycznych, briefu, moodboardu - nic. Projektuj. Dużo projektuj. Żądanie serii "próbnych projektów" do wglądu przychodzi często już w pierwszej wiadomości. Myślicie, że tak robią jacyś lokalni Janusze biznesu, albo osoby zaczynające działalność gospodarczą? A gdzie tam!
Uzbierały mi się na skrzynce agencje reklamowe, agencje strategiczne, a nawet duże ogólnopolskie firmy. No cóż, niejeden wszak dostaje małpiego rozumu, gdy zgłasza się do niego znana marka z propozycją "współpracy". Jednak taką samą propozycję dostaje zwykle kika osób z całej Polski równocześnie, a sama "współpraca" polega zaś na tym, że tak jak cała reszta masz zdjąć spodnie i się pochylić.
Niestety nie ten adres.
Jestem hetero.
I żeby nie było: pracuję jako grafik kilka lat, doskonale wiem o takim zjawisku, spotykałem się z nim już w swojej pracy.
Zastanawia mnie tylko masowość tego procederu, jaką obserwuję w ostatnich dwóch miesiącach. Jak już pisałem, dawno nie miałem z czymś takim do czynienia i już zaczynałem mieć nadzieję, że sytuacja zaczęła się odrobinę cywilizować. Byłem najwidoczniej w błędzie, albo miałem dużo szczęścia.
Wczoraj wieczorem, trafiła mi się kolejna firma z niezwykle atrakcyjną propozycją przygotowania 6 projektów na próbę. Nie wiem co oni wszyscy z tą szóstką. Może było szkolenie "Jak pozyskiwać wolontariuszy" i teraz walą te maile i cyfry jak z szablonu? No bo nie widzę innego wytłumaczenia dla istnego tsunami takich "atrakcyjnych ofert współpracy" jakie zacząłem dostawać.
Siostry i bracia w grafice, freelancerska gromado:
U was też w tym roku jest tak samo, czy tylko mnie takie zaszczyty spotykają?
Z partyjnym pozdrowieniem
brat Krzysztof
Komentarze
Podpis: freynir
01-04-2019
A jak my wam z pomocą sądu oddamy, to całą tablicą CIELUV podłogę ozdobicie, i to w pełnym 3D. A jak się uprzemy, to nawet CIEXYZ przedstawioną w DanRGB oddacie, i to po dobroci.
Podpis: elizabeta
21-03-2019
U mnie takie zachowania zdarzają się rzadko, ale za to mam inną zmorę. Owszem, podpiszemy umowę, fakturka bardzo proszę i później jak z 40% tych faktur zostaje opłacona to mam dobry miesiąc. No a podatki płacę od wszystkich. Trzeba przyznać, że przynajmniej potrafię już z zamkniętymi oczami wypełniać wnioski o rozpoczęcie windykacji.
Fakt, to następny "wrzód". Moim zdaniem przyczyny są dwie: z jednej strony buractwo i cwaniactwo wszelkiej maści typków, a z drugiej totalny brak rozwiązań pozwalających skutecznie ścigać takich patoli.