Ramię mikrofonowe własnej roboty

Ramię mikrofonowe własnej roboty
Wprawdzie choimiki mają swoje konto na YouTube, ale pomysłów na struganie filmów raczej wielu nie mam, więc i materiałów wideo za wiele się tam nie znajdzie.
Owszem, zdarzało mi się nagrywać i to nawet dłuższe materiały, ale zwykle były to np. materiały szkoleniowe dla konkretnego odbiorcy i do internetu to nie trafiało. Inna rzecz jest taka, że jeśli już jakikolwiek film powstawał - czy to do internetu, czy na potrzeby mojej pracy - to okupione to było dotąd nierówną walką ze sprzętem, co dodatkowo studzi moje filmowe zapędy. 
Fakt, po przebudowie stanowiska pracy frame grabber ma już własne miejsce i nie muszę wyciągać go z kartonu za każdym razem, gdy trzeba go użyć. Większym problemem był jednak do tej pory mikrofon. W sumie nie tyle on sam, bo "mały ale wariat" i nic mu wytknąć nie mogę, a raczej kwestia jego ustawienia.

3 łapy

Dotychczas, jeśli już zmusiłem się do marudzenia w mikrtofon, ustawiałem go na małym trójnogu z teleskopowymi łapami, a pop fitr przykręcałem albo do ściany szafki (kiedyś) albo do krawędzi biurka (obecnie). Wynik tego był taki, że mikrofon stał za nisko i musiałem się nad nim garbić gniotąc sobie przeponę, natomiast pop filtr zamieniał się albo w przeszkodę terenową, którą potrącałem korzystając z klawiatury, albo niespodziewanie ześlizgiwał się z obłej krawędzi biurka i lądował na podłodze. 
Dramacik jednym słowem.

Na pomysł zmiany stanu rzeczy wpadłem podczas piątkowej wizyty w piwnicy. Po remoncie wala się tam nadal nieco różnych, niepotrzebnych gratów, a między nimi moja stara lampa biurkowa, szerzej znana jako "Okrutny Paździerz Oświetleniowy".
Ów twór stabilny był jedynie w stanie złożonym - jakiekolwiek przemieszczenie klosza skutkowało powolmym opadaniem całej lampy i takimi wygibasami na boki, że niekiedy myślałem iż złamie się ona pod własnym ciężarem. Inne, podobne lampy mają przynajmniej jakieś dodatkowe sprężyny-naciągi (przynajmniej dla picu), ale tutaj brak takich technologicznych fanaberii.
Tak więc klosz + żarówka + włącznik + ciężar elektronów w przewodzie zasilającym, to dla tej konstrukcji stanowczo za wiele. Pomyślałem jednak, że w końcu mikrofon jest lżejszy i jeśli eksperyment się uda, to nie będę musiał kupować dedykowanego ramienia, a lampa (przynajmniej jej fragment) nie trafi do śmietnika. Wytargałem więc z piwnicy ów wypierd chińskiej inżynierii kosmicznej i pełny mrocznych myśli poczłapałem do swojej nory.

W pierwszej kolejnośći, należało pozbyć się klosza i oprawy żarówki.
Tu coś odkręciłem, tam coś wyrwałem i sprawa była załatwiona. 
Następnie należało pozbyć sie kabla zasilającego i zastąpić go przewodem USB. Przewód USB A - Mnini USB wygrzebałem z szuflady - nie był za długi, miał jakieś 1,5 m, ale tyle mi wystarczyło. Gdyby zaszła taka konieczność, mogę szybko zainstalować pod biurkiem osobny przedłużacz USB, albo podpiąć mikrofon do klawiatury, która posiada własny hub USB. Niestety, aby przewlec przewód przez ramię musiałem obciąć którąś z wtyczek. Padło na Mini USB, co okazało się sporym błędem. Zdobyłem nową wtyczkę Mni USB razem z korpusem (w kwocie 2,5 zł), ale okazało się, że mój wiekowy sprzęt lutowniczy był dobry, ale dwie dekady temu.
Końcówki wtyczki były tak drobne, że miałem wrażenie jakbym lutował jakiś mikroskopijny, elektroniczny element lutownicą do rynien. Namordowałem się z tym niemożebnie i w całym projekcie to właśnie ten punkt zabrał najwięcej czasu. Gdybym udziabał wtyczkę USB A, która jest o wiele większa, miałbym  mniej problemów przy jej zarabianiu.

Zły kaliber lutownicy

Kolejnym krokiem było wymyślenie jakiegoś mocowania na mikrofon. 
Tak się składa, że posiada on klips, który służy też jako podstawka, a sam mikrofon połączony jest z klipsem przegubem kulowym. Nie potrzebowałem więc ruchomego mocowania, bo sam mikrofon załatwia sprawę swojego pozycjonowania. Wywaliłem więc ustrojstwo na którym wisiał klosz i z kawałka listewki przygotowałem podstawkę do wpięcia mikrofonu.

Klosz już zbędny

Listewkę pomalowałem na szaro (tak, jeszcze trochę tej farby mi zostało) i zamocowałem na sztywno w ramieniu. Wyszło elegancko. Prawie elegancko.
Pozostało przykręcić do ramienia pop filtr, przypiąć na swoje miejsce mikrofon, podłączyć kable i sprawdzić czy nie puszczę z dymem płyty głównej, błędnie zarobiwszy wtyczkę USB.  
Na szczęście nic takiego się nie stało.
Mikrofon działa, komputer o dziwo też i nawet ramię nie ma ochoty się przesadnie gibać. 

Jednym słowem: Sukces!

Komentarze
Brak komentarzy...
Podpis:
E-mail:
Strona WWW (bez http://):
Komentarz:
Pola z gwiazdką muszą być wypełnione. Email nie jest publikowany.