Łamiąca wiadomość - awaria!

Łamiąca wiadomość - awaria!
Wydawać by się mogło, że taki grafik to ma klawe życie. Że jest jako ta nimfa płocha: tu coś narysuje, tam coś poskłada, a ówdzie sobie coś zeżre i gitara i super. Niestety to beztroskie i błogie życie mącą czasami wydarzenia niebywałe i niespodziewane, godne uwagi i czerwonego paska niejednej stacji telewizyjnej.
Otóż na ten przykład mnie wzięła i padnęła mysza.
Ale nie tak, że całkowicie wzięła i padnęła, ale kółko przestało jemu działać. Temu myszu. Scroll znaczy się. Znaczy się najpierw kółko działało "z czkawką", czyli najpierw przewijało, następnie cofało do punktu początkowego i znów przewijało. Najciekawiej zachowywała się podpięta pod kółko opcja "zoom" w programach graficznych - po obróceniu kółka obraz na zmianę powiększał się i pomniejszał i nigdy nie wiedziałem co wylosuję na końcu.
Ostatecznie, kółko padło całkowicie. Jako że korzystanie z suwaków w oknie przeglądarki i programu graficznego wyprowadziło mnie z nerw, zapadła decyzja, że będę operował. Schorzenie okazało się banalne - był nim urwany kabelek, więc wystarczyło go przylutować.
Przydała się więc lutownica, precyzyjne wkrętaki i pęsety oraz odrobina umiejętności wyniesiona z pracy na kolei, kiedy to majstrowało się - ze zmiennym powodzeniem - przy różnych elektrycznych i elektronicznych szpargałach.

I tak myślę sobie, że dobrze jest coś umieć.
Dobrze jest też mieć w domu lutownicę, wiertarkę, a także spawarkę, betoniarkę, dłuto, 3 worki gładzi szpachlowej i kompresor. Czemu? A no bo żyjemy w czasach, gdy jak się sknoci jakaś bzdura albo odpadnie tynk z sufitu, to trzeba nowe kupować, albo wołać fachowców i piniondzem gęsto rzucać. Co gorsza, czasem nie ma komu tych piniondzów rzucić bo siła fachowa ma na nas akurat wypiętą pupę.
Ileż to korowodów przeszli moi znajomi polując na fachowców, którzy potrafią przynajmniej umówić się na konkretny termin, o uczciwej pracy nie wspominając. HoHo! Gdy już jednak doprosisz się fachowca, aby zajął się twoją łazienką, przedpokojem, czy rozkraczonym autem, okazuje się że fachura nie był zainteresowany uczciwym wykonaniem usługi o jaką był proszony, a dużo bardziej twoimi pieniążkami. Na tym się często kończy i owa "usługa" i odbieranie telefonu przez fachowca. Faktury popłacone, a auto jak jechać nie chciało, tak nie chce.
Przypominają mi się więc siłą rzeczy czasy minione. Czasy, owej sławetnej "komuny".
Czasy, gdy każdy jakoś tam - lepiej lub gorzej - majsterkował i starał się umieć jak najwięcej zrobić samodzielnie. A gdy czegoś się nie umiało? Szukało się w najbliższej rodzinie kogoś, kto umie i pomoże.
I tego się kochani trzymajmy :-)

Komentarze
Brak komentarzy...
Podpis:
E-mail:
Strona WWW (bez http://):
Komentarz:
Pola z gwiazdką muszą być wypełnione. Email nie jest publikowany.